piątek, 20 czerwca 2014

Masakra angielskim ślimakiem


Jakiś czas temu przeczytałem w sieci, że pewien gatunek ślimaka przywędrował do Polski z Europy Zachodniej. Uśmiałem się pod nosem, że przylazł pewnie z Anglii.
Każdy kto czasami zagląda na mojego bloga może mieć wrażenie, że roślinki, które pokazuję to efekt prostej i bezproblemowej hodowli. Niestety są zwierzęta, które utrudniają mi STRASZNIE tą całą zabawę, a ładuję w to naprawdę dużo roboty.
To, co widać na zdjęciu to przykład jednego tylko ''pick up-a'', tak nazywam metodę, którą stosuję. Wracam z pracy do domu i łażę po ogrodzie przez około godzinę, jak stuknięty gość wyłapując każdego zauważonego ślimaka. A kiedy już ich więcej nie widzę z poczuciem własnej satysfakcji, że złapałem każdego, którego widziałem kładę się spać. Istny koszmar deszczowej pogody.

To, co te zwierzęta wyprawiają u mnie w ogrodzie to prawdziwa masakra, a walka z nimi nigdy nie ma końca. Ślimaki panoszą się po całym ogrodzie jak bydło wypuszczone z zagrody. Są wszędzie, pod płytkami chodnikowymi, ogrodowymi zabawkami, w szczelinach i zagłębieniach w ziemi, w korzeniach traw, pod drewnianymi podestami i podłogami szop, włażą mi też do folii. Zżerają wszystko, co napotkają na swej drodze, kończąc na pożeraniu siebie nawzajem. Ta ich powolna z pozoru prędkość to ich prawdziwa zaleta i uwierzcie mi to bardzo szybkie zwierzęta.

Z punktu widzenia sąsiadów muszę wyglądać komicznie łażąc tak rano i wieczorem po ogrodzie, a ja mam wrażenie, że ślimaki z ich ogrodów przyłażą do mnie na darmowy obiad.
Za każdym razem jak widzę ile mi się ich plącze pod nogami zastanawiam się czy nie dać sobie spokoju z hodowlą roślinek. Pociesza mnie jednak fakt, że wszyscy dookoła mają tylko trawę, a ja ciekawe roślinki. Takie mam hobby :-) 

Gromada około stu ślimaków zebranych jednego deszczowego poranka, dodam jeszcze, że zanim wybrałem się po aparat wszystkie z nich były w jednej ''kupce''

Zauważyłem, że za tą (śmiało to nazwę) katastrofą - odpowiada kilka powodów rozpisanych poniżej:

- łagodne zimy (bardzo deszczowe) - w kraju takim jak Anglia zima z kilkunastostopniowym mrozem przez co najmniej kilka dni w roku byłaby zaletą. Taki mróz wybiłby większość bakterii i przypowierzchniowego robactwa - w tym większość poukrywanych ślimaków.

- deszczowe lata - rzadko się zdarza, żeby lato w Anglii było suche i słoneczne. Przeważa niestety deszcz, a to kolejny powód związany z wysoką intensywnością rozmnażania ślimaków.

- zamknięty charakter angielskich ogrodów - większość ogrodów w Anglii ogrodzona jest płotami. W praktyce oznacza to, że dostęp dla naturalnych wrogów ślimaków jak jeże, ropuchy czy ryjówki jest utrudniony. Nawet, gdyby płotów nie było to wątpię, żeby te zwierzaki poradziły sobie z taką ilością ślimaków, za którą odpowiadają dwa wymienione wcześniej powody.

Dla wrogów moich roślinek szykuję mała niespodziankę, wkrótce zaproszę ich na piwo :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz